Dwie kolejki piłkarskiej ekstraklasy już za nami i jak na
dłoni widać aktualną sytuację w polskiej piłce. Niestety powodów do dumy nie mamy wiele, a
wręcz przeciwnie, z każdą kolejką jest ich jakby mniej. Nie mówię tu o
indywidualnych drużynach i pojedynczych spotkaniach, a o ogólnej kondycji naszej
ekstraklasy – nie oceniam sytuacji z perspektywy fanatyka jednej czy drugiej polskiej
drużyny, a z perspektywy osoby, która polską ligę ogląda z ciekawości, dla
porównania, dla piłki nożnej w ogóle. Niestety właśnie z takiej perspektywy
nasza ekstraklasa wygląda szczególnie szaro, a największy problem w tym, że owa
szarość od lat nie jest przełamywana.
Oto zaczyna się runda wiosenna, czyli okres, w którym walka
o pierwsze miejsce w lidze wkracza w decydującą fazę, w którym każda ceniąca się
drużyna powinna potwierdzać swą wartość, w którym każde spotkanie powinno
traktować się jak „mecz o wszystko”. Tym bardziej, jeżeli runda jesienna
skończyła się „ciasnotą” w czołówce tabeli. Tymczasem co w polskiej lidze? Paradoksalnie
najwięcej powodów do radości mają kibice tych drużyn, którym sukcesów nikt nie wróżył. Standardowo (i regularnie) zawodzą drużyny, które powinny
dostarczać najwięcej emocji w drodze do zaszczytnego miana „Mistrza Polski”. Jak
na razie wygląda na to, że ani Legii, ani Lechowi, ani Polonii na udowadnianiu
swojej dominacji nie zależy. Bo żadna z tych czołowych drużyn w tabeli w
pierwszych dwóch kolejkach rundy wiosennej kompletu punktów nie zdobyła (co
ciekawe, nie udało się to żadnej drużynie poza Koroną Kielce, która w tabeli
zajmuje dopiero 12 miejsce). I o ile jeszcze straty punktowe Lecha i Polonii
można usprawiedliwić chociażby faktem, że te dwie drużyny zagrały spotkanie
bezpośrednie, to porażka Legii z Koroną, a potem jej remis z Bełchatowem nie są
niczym wytłumaczalne. Nie mamy więc na chwilę obecną w Polsce zdecydowanych liderów –
drużyn, które wyznaczają standardy, które są klasą samą w sobie. A szkoda.
Przeciwnicy tej tezy (zupełnie subiektywnej) powiedzą, że brak zdecydowanego
lidera czyni ligę ciekawszą i bardziej emocjonującą. I owszem jest w tym trochę
prawdy. Problem w tym, że owa równość, która panuje w polskiej piłce jest po
prostu nudna i bylejaka, a tym nie zadowoli się żaden koneser piłki nożnej.
Na domiar złego za kilka miesięcy przyjdzie najlepszym
drużynom naszej ligi walczyć w pucharach europejskich. Takie występy są
najlepszym sprawdzianem „polskiej jakości”, a my od wielu lat regularnie
pokazujemy, że nie jesteśmy w stanie zaistnieć na arenie międzynarodowej. Trudno
się temu dziwić, bo skoro nie mamy drużyny, która konsekwentnie potrafi wojować
w polskiej lidze, to nie znajdziemy tutaj takiej, która będzie liczyła się w
drodze po europejskie puchary.
Jak znaleźć zatem lekarstwo na polską piłkę? Tego nie
wiem. Gdzie szukać? Wisła Kraków w tym sezonie postanowiła sięgnąć do
korzeni i zafundować wielkie powroty. I oto Kosowski i Małecki mają wyciągnąć tamtejszą
drużynę z dołka. Jak widać na razie zderzenie historii z rzeczywistością jest
pod Wawelem bardzo bolesne, a ów dołek jest konsekwentnie zasypywany, tyle
tylko, że z całą drużyną na jego dnie. Jeszcze lepszy pomysł na sukces znalazły
władze Lechii Gdańsk, które talentów na miarę polskiej ligi, szukały w V lidze
francuskiej. I znalazły, a nazywa się: Mahmmed El Amine Rahoui. A to pozostawię bez komentarza.
JB.
Dziewczyno! Jak Ciebie się czyta! Rewelacja!
OdpowiedzUsuńjak znaleźć lekarstwo? To proste, zainteresować się młodą ekstraklasą, chłopcy pokazują serce do gry a nie jeden ma lepszą technikę, umiejętności etc od obecnych i w dodatku świetnie opłacalnych gwiazdorów - bo nawet nie piłkarzy...
OdpowiedzUsuńbtw. świetny tekst :) pozdrawiam! kibickA!
OdpowiedzUsuń