poniedziałek, 18 lutego 2013

Jeżeli nie wiadomo o co chodzi, to co?


W ferworze kolejnych meczów Ligi Mistrzów, rozważań na temat polityki klubowej jaką w Bayernie zaprowadzi Pep Guardiola, przyszłości Lewandowskiego, pobudek dla których Arsenal przedłużył kontrakt z, jak się okazuje, niezastąpionym Wengerem, me myśli odbiegają na inną okołofootballową płaszczyznę. Chciałabym móc powiedzieć: tę mniej ważniejszą – niestety musiałabym kłamać. A kłamać tu nie chcę.

Otóż ostatnio z wysp docierają do nas ważne informacje – z jednej strony media próbują fanów piłki nożnej przytłoczyć wiadomościami o kryzysie w tamtejszej piłce nożnej (Po co? Nie wiem). Z drugiej strony natomiast angielska federacja forsuje dla wszystkich klubów  Premier League zasady finansowania fair play. Tu nasuwa się dziecięco proste pytanie: skoro wciąż konieczne jest odgórne ograniczanie wydatków klubów, to czy zasadne jest mówienie o kryzysie w angielskiej piłce? Tak samo jak pytanie, tak samo dziecięco prosta jest odpowiedź: NIE. To, że trzecioligowy Oldham zakazuje swoim zawodnikom wymiany koszulek z piłkarzami drużyny przeciwnej, nie oznacza, że całej ligi angielskiej nie stać na koszulki i że musi walczyć z kryzysem. Tak samo jak o footballowo-angielskim kryzysie nie świadczy fakt, że zarząd Portsmouth zażądał od przyjezdnej drużyny opłaty parkingowej. Nawet jeżeli takie zachowanie włodarzy klubu było zabiegiem „antykryzysowym”, to możemy być pewni, że owe 20 funtów, o których mowa, ewentualnego kryzysu zażegnać na pewno nie pomogło. Podążając tym tokiem myślenia, możemy być pewni jeszcze jednego: nie spowodowało też kryzysu w drużynie gości, czyli Carlisle. Wychodzi więc na to, że skoro mediom udało się zarobić na propagowanym od kilku dobrych lat kryzysie gospodarczym, a temat przestał budzić emocje, postanowiono zmienić branżę na sportową. Nie dajmy się więc zwariować.

Wracając do tematu finansowania ligi angielskiej, wspomniane wyżej działania podjęte przez tamtejszą federację (z resztą na wzór, który od lat propaguje UEFA) zmierzają w dobrym kierunku: wszystko po to, aby ograniczyć nieprzyzwoite wydatki klubów. By bilans zysków i wydatków dla każdego z nich był nie większy niż minus 105 mln funtów w ciągu 3 lat. Wniosek z tego, że angielskie kluby już niedługo będą musiały z głową wydawać zarobione pieniądze. Na czym trzeba będzie oszczędzać? Cięcia mają dotknąć przede wszystkim wydatki na ruchy transferowe i pensje dla piłkarzy. To dobrze. Bo w ostatnich latach granica „przyzwoitości” na tej płaszczyźnie została w brytyjskim (i nie tylko) footballu rażąco przekroczona – wystarczy wspomnieć najbardziej spektakularne transfery ostatniej dekady czy horrendalne zarobki największych gwiazd tamtejszego footballu. Walka z tą finansową machiną wydaje się dzisiaj koniecznością – nic więc dziwnego, że wszystkie kluby angielskie zaakceptowały zasady finansowania fair play (a konsekwencje ich nieprzestrzegania są naprawdę wysokie, m.in. odejmowanie punktów w ligowej tabeli). Pytanie tylko czy idealistycznie brzmiące zasady przyniosą w rzeczywistości jakieś skutki? Czy nie jest zapóźno na to, aby w ten sposób uzdrawiać piłkę nożną? Czy wysoko ustawione pułapy (m.in. zadłużenie na poziomie 105 mln funtów) wymuszą jakiekolwiek zmiany dotychczasowej polityki klubowej? 

JB

1 komentarz:

  1. W końcu rzetelny blog o piłce nożnej. Tak trzymać! Powodzenia w prowadzeniu.

    OdpowiedzUsuń