W ferworze kolejnych meczów Ligi Mistrzów, rozważań na temat
polityki klubowej jaką w Bayernie zaprowadzi Pep Guardiola, przyszłości Lewandowskiego,
pobudek dla których Arsenal przedłużył kontrakt z, jak się okazuje,
niezastąpionym Wengerem, me myśli odbiegają na inną okołofootballową
płaszczyznę. Chciałabym móc powiedzieć: tę mniej ważniejszą – niestety
musiałabym kłamać. A kłamać tu nie chcę.
Otóż ostatnio z wysp docierają do nas ważne informacje – z
jednej strony media próbują fanów piłki nożnej przytłoczyć wiadomościami o
kryzysie w tamtejszej piłce nożnej (Po co? Nie wiem). Z drugiej strony
natomiast angielska federacja forsuje dla wszystkich klubów Premier League zasady
finansowania fair play. Tu nasuwa się dziecięco proste pytanie: skoro wciąż
konieczne jest odgórne ograniczanie wydatków klubów, to czy zasadne jest
mówienie o kryzysie w angielskiej piłce? Tak samo jak pytanie, tak samo
dziecięco prosta jest odpowiedź: NIE. To, że trzecioligowy Oldham zakazuje
swoim zawodnikom wymiany koszulek z piłkarzami drużyny przeciwnej,
nie oznacza, że całej ligi angielskiej nie stać na koszulki i że musi walczyć z
kryzysem. Tak samo jak o footballowo-angielskim kryzysie nie świadczy fakt, że
zarząd Portsmouth zażądał od przyjezdnej drużyny opłaty parkingowej. Nawet
jeżeli takie zachowanie włodarzy klubu było zabiegiem „antykryzysowym”, to
możemy być pewni, że owe 20
funtów , o których mowa, ewentualnego kryzysu zażegnać na
pewno nie pomogło. Podążając tym tokiem myślenia, możemy być pewni jeszcze
jednego: nie spowodowało też kryzysu w drużynie gości, czyli Carlisle. Wychodzi więc na to, że skoro
mediom udało się zarobić na propagowanym od kilku dobrych lat kryzysie
gospodarczym, a temat przestał budzić emocje, postanowiono zmienić branżę na
sportową. Nie dajmy się więc zwariować.
Wracając do
tematu finansowania ligi angielskiej, wspomniane wyżej działania podjęte przez
tamtejszą federację (z resztą na wzór, który od lat propaguje UEFA) zmierzają w
dobrym kierunku: wszystko po to, aby ograniczyć nieprzyzwoite wydatki
klubów. By bilans zysków i wydatków dla każdego z nich był nie większy niż minus
105 mln funtów w ciągu 3 lat. Wniosek z tego, że angielskie kluby już niedługo będą
musiały z głową wydawać zarobione pieniądze. Na czym trzeba będzie oszczędzać?
Cięcia mają dotknąć przede wszystkim wydatki na ruchy transferowe i pensje dla piłkarzy.
To dobrze. Bo w ostatnich latach granica „przyzwoitości” na tej płaszczyźnie została
w brytyjskim (i nie tylko) footballu rażąco przekroczona – wystarczy wspomnieć
najbardziej spektakularne transfery ostatniej dekady czy horrendalne zarobki największych
gwiazd tamtejszego footballu. Walka z tą finansową machiną wydaje się dzisiaj
koniecznością – nic więc dziwnego, że wszystkie kluby angielskie zaakceptowały
zasady finansowania fair play (a konsekwencje ich nieprzestrzegania są naprawdę
wysokie, m.in. odejmowanie punktów w ligowej tabeli). Pytanie tylko czy
idealistycznie brzmiące zasady przyniosą w rzeczywistości jakieś skutki? Czy nie
jest zapóźno na to, aby w ten sposób uzdrawiać piłkę nożną? Czy wysoko
ustawione pułapy (m.in. zadłużenie na poziomie 105 mln funtów) wymuszą
jakiekolwiek zmiany dotychczasowej polityki klubowej?
JB
W końcu rzetelny blog o piłce nożnej. Tak trzymać! Powodzenia w prowadzeniu.
OdpowiedzUsuń